
Serce to jeden z narządów w klatce piersiowej, obok płuc i aorty, która dostarcza krew do całego ciała. Niestety,...
O nich się nie rozmawia, ale są. Wcale nie są przeżytkiem poprzedniej epoki pozbawionej podstawowych (dla nas) elementów higieny. Jeśli za normę przyjąć to co dotyczy większości, to NIE-bycie nosicielem pasożyta nie jest normalne. Szacuje się, że nawet ¾ światowej populacji, może w tym momencie być nosicielem co najmniej jednego gatunku pasożyta.
Z tego artykułu dowiesz się:
A może tyczy się to tylko dzieci? One miewają wszy czy owsiki, bo w szkole się wymieniają wszystkim – od zabawek po patogeny. Niestety nie, w XXI w. nadal choroby pasożytnicze są problemem ogólnopopulacyjnym. Przyjrzyjmy się tym najczęściej występującym w Polsce. Może znajomość objawów kiedyś się przyda!
Jest to najczęstsza choroba pasożytnicza spośród występujących w Polsce. Powodują ją nicienie – owsiki ludzkie (Enterobius vermicularis). Są stosunkowo niewielkich rozmiarów, bo dorastają do 1cm długości w ciągu swojego dwumiesięcznego życia. Mniej więcej po 2 tygodniach od zarażenia pojawia się najbardziej typowy objaw wywoływany przez tego pasożyta – swędzenie w okolicy odbytu. Zdarza się jednak, że pozostaje to niezauważone. Dlaczego?
To nieprzyjemne odczucie powoduje ruch samic owsika po skórze. W nocy podczas kiedy nosiciel śpi, wychodzą na zewnątrz ciała i składają jaja, które przylepiają się do wszystkiego co napotkają. Od skóry, przez pościel po nawet drobiny kurzu. W ciągu dnia raczej pozostają ukryte. Z tego powodu, niekiedy przez długie tygodnie chory roznosi jajeczka pasożyta po otoczeniu, całkowicie nieświadomy problemu.
! | Najczęściej o istnieniu problemu dowiadujemy się niejako wtórnie – świąd może prowadzić do bolesnych podrażnień i zadrapań okolic odbytu oraz bruksizm (zgrzytanie zębami przez sen). Czasami pojawiają się zaburzenia apetytu, infekcje dróg moczowych i płciowych. Roznoszenie się pasożyta postępuje poprzez połknięcie jaj z zanieczyszczonych dłoni lub rzadziej inhalację kurzu wraz z jajami. |
Owsicy nie wolno bagatelizować. U kobiet w ciąży stanowią ryzyko poronienia, a u dzieci toksyny tego nicienia mogą wywoływać opóźnienia rozwojowe. Dlatego kiedy tylko pojawią się przypuszczenia, że problem może występować lub pojawił się w otoczeniu (u dzieci w szkole lub wśród znajomych lub rodziny) należy udać się do lekarza. Ten powinien zlecić badania mikroskopowe, próbki wymazowej pobranej z okolicy odbytu lub od razu zaleci terapię prewencyjną jeśli uzna to za lepsze rozwiązanie. Badanie nie jest bardzo czułe. Dopiero 3-krotne jego wykonanie daje 90% szansę na wykrycie obecności pasożyta, a wykluczenie choroby możliwe jest po 7. negatywnych testach, jednak jest to jedyna droga diagnostyczna. Uchronić się można myjąc ręce oraz produkty spożywcze, a w przypadku stwierdzenia obecności owsików w najbliższym otoczeniu wymieniając często pościel i ręczniki.
Jest to choroba dużo mniej znana, jednak wcale nie ze względu na swoje rozpowszechnienie. Według szacunków może dotyczyć nawet 10% Polaków (w przybliżeniu 4 mln osób), jednak zgłaszanych jest jedynie 2 tysiące przypadków rocznie. Wszystko przez mało specyficzne objawy: biegunka, bóle brzucha, rzadziej reakcje alergiczne, toksyczne czy żółtaczka. Może ona przebiegać również zupełnie bezobjawowo.
Wszystko przez bardzo małego wiciowca – lamblię (Giardia lamblia). Jak dostaje się do organizmu? Ponownie winna jest nieprawidłowa higiena. Cysty (formy przetrwalnikowe) wydalane są z kałem i czekają spokojnie w środowisku aż zostaną spożyte przez człowieka lub inne zwierzęta. W wilgotnej glebie mogą tak bytować nawet pół roku (świetnym miejscem na taki „biwak” są pola uprawne – żyzna gleba, regularnie podlewana).
Nie ma również problemu z zarażeniem się poprzez bezpośredni kontakt ze skórą zanieczyszczoną pasożytem. Ale skoro infekcja może przebiegać nawet bezobjawowo to może nie ma się czym martwić? Oczywiście można tak do tego podejść, jednak długotrwałe zaniedbanie tej choroby, w końcu prowadzi do wyniszczenia organizmu, a należy pamiętać, że najbardziej narażone są osoby o obniżonej odporności. Zapobieganie: mycie rąk i żywności.
Kolejna choroba „naj” – tym razem w skali światowej – dokładniej jest to najczęstsza choroba pasożytnicza przewodu pokarmowego. Jednak nie jest bardzo tolerancyjna. W chłodnych rejonach świata (w dodatku o wyższym standardzie higieny) dotyczy, z reguły, mniej niż 1% mieszkańców, jednak w tropikalnych krajach rozwijających się dosięga nawet 90% populacji. Jakie stworzenie jest tak skuteczne? Glista ludzka (Ascaris lumbricoides). Dlaczego obleniec ten jest tak wybredny i czemu o nim wspominam, skoro w Polsce nam raczej nie grozi?
Na oba pytania odpowiedzią jest ciekawy cykl rozwojowy. W przypadku wspomnianych owsików czy lamblii, sprawa jest prosta. Jajeczka (lub cysta) dostają się do przewodu pokarmowego, powstaje forma dojrzała, która produkuje jajeczka (lub cysty) i cykl się zamyka. Glista ludzka działa nieco inaczej. Po dostaniu się do organizmu dojrzałych jaj inwazyjnych, w jelicie cienkim wykluwa się larwy. Te przebijają się przez ścianę jelita i dostają się do wątroby, gdzie robią sobie przystanek by podrosnąć.
Następnie z krwią, wędrują do płuc, by na miejscu znowu się rozwijać. W drogach oddechowych mają już 2mm długości. Gdy są gotowe, zaczynają ruszać w kierunku jamy ustnej, co wywołuje pierwszy (bardzo nietypowy, wydawać by się mogło objaw) – kaszel. Wszystko po to by dostać się do gardła i zostać ponownie połkniętymi. W takiej postaci mogą dorosnąć w jelicie cienkim. Samica, po zagnieżdżeniu się w jelicie, zaczyna produkować jaja, które z kałem wydostają się na zewnątrz by po 4 tygodniach, spędzonych w wilgotnym i ciepłym środowisku (wymagane co najmniej 24 stopnie – stąd mała liczba zachorowań w Polsce) być gotowymi do zarażenia kolejnej osoby.
Objawy zależne są od stadium zaawansowania choroby i mogą obejmować praktycznie wszystkie układy organizmu: kaszel, odkrztuszanie wydzieliny podbarwionej krwią, bóle brzucha, biegunka, wymioty, osłabienie, zmiany skórne, a w przypadku długotrwałego niepodejmowania leczenia i wielokrotnej ekspozycji – niedrożność jelit spowodowana dużą ilością pasożytów w organizmie. Zapobieganie: mycie rąk i żywności.
Kolejny rekordzista – tasiemiec, jednak tym razem chodzi o… wielkość. Jest to największy pasożyt jaki może się rozwinąć w organizmie człowieka. Chorobę tę (tasiemczycę) wywołuje kilka tasiemców, ale najbardziej znane i spotykane są tasiemiec uzbrojony (Taenia solium) i nieuzbrojony (Taenia saginata).
Ich spektakularne rozmiary robią wrażenie! Tasiemiec uzbrojony przeciętnie osiąga około 4 metrów długości, ale dorastać może nawet do 10! To długość PRZECIĘTNEGO AUTOBUSU. I to jest ten mniejszy z braci tasiemców – rekordowy okaz tasiemca nieuzbrojonego, mierzył 25 metrów. Na szczęście w Polsce nie jest to choroba często spotykana. Szacuje się, że dotyka mniej więcej 3 na 10000 osób. Relatywnie mały odsetek zarażeń wynika z konieczności zjedzenia zainfekowanego cystami, surowego mięsa. O ile w przypadku Tasiemca nieuzbrojonego, w naszej kulturze można znaleźć dania obarczone pewnym ryzykiem (mięso wołowe na tatara powinno być bardzo dokładnie przebadane), o tyle wieprzowiny raczej bez obróbki termicznej się nie jada (a to w tym mięsie czychają na nas larwy tasiemca uzbrojonego).
Z tasiemczycą wiąże się nieco inny problem niż zarażenia spowodowane przypadkowym spożyciem. Niestety nadal zdarzają się przypadki celowego wprowadzania pasożyta do organizmu. Ma to być, rzekomo, doskonała metoda dietetyczna, na zrzucenie zbędnych kilogramów.
! | Należy jednak pamiętać, że tasiemiec nie spożywa jedynie cukrów, ale ma również ogromne zapotrzebowanie na witaminy i minerały. Z tego powodu szybciej doprowadza do awitaminozy (głównie związanej z witaminami z grupy B) niż do redukcji masy ciała. |
W dodatku zdarzają się infekcje powikłane, które mogą kończyć się nawet śmiercią. W dodatku, w Polsce (ze względu na małą ilość przypadków) nie są dostępne leki przeciwpasożytnicze skuteczne w leczeniu tasiemczyc. Stosowany w tym celu prazykwantel trzeba sprowadzać z zagranicy. Zapobieganie: niespożywanie surowego mięsa lub unikanie mięsa nieprzebadanego.
„Pacjenci trafili do szpitali w Poznaniu na początku tego tygodnia z objawami podobnymi do grypy. - Mieli wysoką gorączkę, bóle brzucha, mięśni, biegunkę. Te objawy pojawiły się kilkanaście dni po spożyciu mięsa - tłumaczy dr Elżbieta Kacprzak, z-ca ordynatora oddziału chorób tropikalnych i pasożytniczych. - Stan pacjentów jest stabilny, choć nie można niczego przesądzać, bo minęła dopiero doba od czasu, kiedy trafili na nasz oddział. Chorzy są jednak w szoku i podkreślają, że mięso, które spożyli, miało certyfikat świadczący o tym, że jest zdrowe.” Donosiła w 2011 roku Gazeta Wielkopolska. 7 osób zjadło wtedy larwy tego podstępnego pasożyta.
Chorobę tę wywołuje włosień kręty – niewielki nicień. Nie jest ona szczególnie częsta w Polsce (w 2017 roku w całym kraju odnotowano 10 przypadków, z czego 8 w Wielkopolsce), jednak ze względu na specyficzne źródło zakażenia, warto co nieco o niej wiedzieć. Do zakażenia dochodzi w wyniku spożycia mięsa, w którym zlokalizowane są otorbione larwy. W wyniku działania soku żołądkowego, torebka rozpuszcza się i uwalnia larwę, która w ciągu kilku dni dojrzewa i zagnieżdża się w jelicie cienkim.
Tam się rozmnaża i na przestrzeni kolejnego miesiąca, zapłodniona samica „rodzi” do 1500 nowych larw, które z krwioobiegiem rozprzestrzeniają się po organizmie. Ich ulubionym miejscem są przepona, język, mięsień naramienny i brzuchaty łydki. W nich osiedlają się (jedna larwa – jedna komórka mięśniowa) i otorbiają, czekając aż ich żywiciela zje kolejny drapieżnik. Jak widać nie da się nabawić włośnicy jedząc mięso roślinożernych zwierząt. Wydawać by się mogło, że będzie to mało prawdopodobne nawet w przypadku dzika czy świni, jednak należy pamiętać, że dzik mięsem nie gardzi, a świnie często karmi się tak zwaną mączką mięsną.
W ostatnich latach odnotowuje się systematyczny spadek występowania tej choroby, ze względu na coraz częstsze mrożenie mięsa, które zabija larwy. Całkowicie ryzyko eliminuje również obróbka cieplna, gwarantująca ogrzanie całości mięsa do temperatury powyżej 77oC. Czemu więc warto wiedzieć o włośnicy? Ogniska epidemii tej choroby zdarzają się najczęściej w okolicach wesel, czy miejscowo. Wynika to z często z użycia nieprzebadanego mięsa, do produkcji na przykład wędlin. Warto się więc upewnić czy „domowa” kiełbasa, na pewno jest bezpieczna, lub ograniczyć się do mocno wysmażonych schabowych.
Niestety nie istnieje żadne przełomowe leczenie włośnicy. W przypadku postawienia takiej diagnozy, podaje się leki przeciwpasożytnicze w celu zabicia dorosłych postaci w jelicie, jednak larwy mogą już wtedy być rozsiane po całym organizmie. Dotkliwość objawów i rokowania zależą właśnie od tego ostatniego czynnika. Zakłada się, że jeśli ilość larw nie przekracza 10 osobników na 1 g mięśnia, choroba może przebiegać nawet bezobjawowo. Od 10 do 50 larw w 1 g mięśnia powodują z reguły objawy i jest to stan zagrażający życiu. Sporadycznie odnotowuje się przypadki przeżycia u osób z większą ilością włośni. Larwy, które dostaną się już do mięśni pozostają tam na wiele lat, a czasem do końca życia, powodując nawracające bóle i zaburzenia funkcjonowania mięśni.
Kolejna choroba, która z jednej strony wydaje nam się przeszłością, a z drugiej kojarzy się z nieprzestrzeganiem zasad higieny. Niestety oba stwierdzenia wydają się być błędne. Choć liczba przypadków świerzbu w Polsce znacząco spadła (obecnie choruje około 15 000 osób – 0,05% populacji, a na początku XX w. było to około 6% populacji), nadal można ją spotkać i nie wydaje się by miała odejść w zupełne zapomnienie. Byłaby na to szansa, gdyby mit o higienie był prawdą. Przestrzeganie jej zasad jedynie zmniejsza ryzyko i sprawia, że w przypadku zachorowania objawy są dużo łagodniejsze.
W przypadku pierwszego zachorowania, objawy pojawiają się dopiero po kilkudziesięciu dniach, gdy pasożyt wystarczająco się namnoży. Towarzyszy temu silny świąd i zmiany skórne. Jeśli po udanej terapii po pewnym czasie dojdzie do ponownego pojawienia się pasożyta na skórze, organizm reaguje w ciągu nawet 24 godzin, co pozwala zapobiec namnożeniu. A ma to niebagatelne znaczenie, gdyż jedna samica, w ciągu 3 miesięcy może dać początek kolonii liczącej 1,5 miliona osobników. Leczenie świerzbu w naszych czasach nie jest problemem. U osób o wysokim poziomie higieny i dobrym stanie zdrowia, niekiedy dochodzi nawet do samowyleczenia. W terapii używa się maści, kremów i lotionów z substancjami, które zabijają wszystkie stadia rozwoju tego roztocza.
Kolejny tasiemiec na liście, jednak ten różni się od poprzednich dość znacznie. Głównie ze względu na to co powoduje chorobę. Nie musimy obawiać się, że pasożyt ten zagnieździ się w naszych jelitach. A nawet jeśli by do tego doszło (co jest bardzo mało prawdopodobne). To co jest niebezpieczne to jaja i powstające z nich larwy. Dorosły osobnik bytuje w jelicie cienkim drapieżników (psów, lisów, kotów, wilków) skąd rozsyła swoje potomstwo. Zwierzęta te zanieczyszczają odchodami sierść lub rośliny, skąd mogą dostać się do przewodu pokarmowego żywiciela pośredniego. Tym właśnie może być człowiek (również drobne gryzonie i niektóre małpy).
W wyniku na przykład głaskania zanieczyszczonej sierści (i następnie przedostania się jaj z rąk do ust) lub zjedzenie nieumytych owoców (jagód) tasiemiec dostaje się do przewodu pokarmowego, skąd larwy wędrują do różnych części ciała. Tam tworzą pęcherzyki, które mogą mieć rozmiary od 0,5 do 6 mm. Tak rozwijająca się larwa (bąblowiec wielokomorowy) może się rozrastać, tworząc nowe pęcherzyki, a nawet tworzyć przerzuty, podobne do nowotworowych. Niestety przez wiele lat może nie dawać objawów (nawet 15 lat), a późne rozpoznanie zmniejsza szanse na wyleczenie.
Często pierwszymi diagnozami są choroby nowotworowe i błędnie włączana jest chemioterapia co dodatkowo osłabia organizm. Nie wykryta wcześnie bąblowica jest w 70% śmiertelna. Leczenie polega na operacyjnym usunięciu larw, jednak nie ma gwarancji, że nie pozostawi się pojedynczych okazów zdolnych do dalszego rozrostu. Łatwiejsze jest zapobieganie, które polega na stosowaniu się do zasad higieny. Po zabawach z psami i kotami należy myć ręce i nigdy nie należy spożywać nieumytych owoców. Wydawać by się mogło, że ryzyko jest niewielkie, w 2017 roku odnotowano około 80 przypadków w Polsce, to z ostatnich badań wynika, że 1 na 3 lisy są nosicielami dorosłej postaci tego tasiemca.
Owiana wielką liczbą mitów choroba wywoływana przez pierwotniaka Toxoplasma gondii. Zakażenie, słusznie, kojarzone jest z kotami, które są jedynymi możliwymi żywicielami ostatecznymi. Naturalnym żywicielem pośrednim są dla tego pasożyta gryzonie, jednak człowiek nadaje się do tego równie dobrze. Najbardziej znanym następstwem bytności tego organizmu są (często śmiertelne) uszkodzenia płodu, jeśli ciężarna kobieta zostanie zainfekowana. Dlatego zaleca się unikania przyszłym mamom kontaktów z kotami. Niemniej nie ma się co oszukiwać. Praktycznie każdy, na którymś etapie swojego życia, jest nosicielem Toksoplazmozy.
Wynika to z badań poziomu przeciwciał, przeciwko Toxoplasma gondi. Osoby, które nigdy nie zostały zainfekowane, nie mają ich w ogóle, powstają one dopiero po przejściu choroby. W okolicach Paryża, aż 90% osób badanych miało we krwi przeciwciała. W Polsce sytuacja jest nieco lepsza, jednak nadal jest to aż 70%. Najczęściej, choroba przebiega (rzekomo) bezobjawowo. Dlaczego rzekomo? Nad Toksoplazmozą trwają badania, które ukazują nam coraz więcej nieoczywistych następstw infekcji. Okazuje się, że obecność pasożyta może wywoływać schizofrenię. U wielu osób, które popełniły samobójstwo wykazano podwyższoną ilość przeciwciał anty-Toxo. Z czeskich badań nad wypadkami drogowymi wynika, że istnieje ścisła korelacja miedzy przebyciem choroby, a uczestnictwem w wypadku samochodowym spowodowanym przez nadmierną prędkość. Co ciekawe, Toksoplazma może wpływać również na… płeć dziecka. Zdaje się, że pasożyt woli synów.
A jakie są objawy bezpośrednie pierwotnego zakażenia? Bardzo łatwo je pomylić ze zwykła grypą. Podwyższona temperatura ciała, bóle mięśni, powiększone węzły chłonne. Dlatego większość ludzi nie wie, że w ogóle pasożyta w sobie miało. Po takiej ostrej infekcji, choroba przechodzi w fazę utajoną i tworzy cysty, które mogą się lokalizować praktycznie w każdej części ciała. Pozostają tam często do końca życia nosiciela. Czy w obliczu tych faktów, kobiety w ciąży nadal powinny obawiać się kotów? Tak. Do uszkodzenia płodu może dojść wyłącznie w przypadku, kiedy do pierwotnego zakażenia dojdzie na krótko przed lub w trakcie ciąży. Nosicielstwo i postać utajona może prowadzić „jedynie” do toksoplazmozy wrodzonej, która nie jest już tak groźna. Ale nie tylko od kota można się zarazić. Ryzyko niesie również spożywanie niedogotowanych lub surowych potraw z mięsa.